+10
becool 27 lipca 2014 20:51
W pierwszej części relacji z naszego weekendowego wypadu do Włoch: http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/157/weekend-we-woskim-klimacie-czesc-1/ mogliście przeczytać o tym jak pozytywnie zaskoczyło nas Bergamo, a także jak urokliwym miasteczkiem jest Portofino.

To jednak nie koniec wrażeń tego krótkiego wyjazdu. Portofino było tylko przystankiem na drodze do Cinque Terre, które opisywane jest jako najbardziej malownicze miejsce we Włoszech. Postanawiamy, więc to sprawdzić. Cinque Terre jak sama nazwa (zresztą wymyślona na użytek turystów) wskazuje, obejmuje pięć miejscowości: Monterosso al Mare, Vernazza, Corniglia, Manarola i Riomaggiore. Wszystkie położone są na terenie Parku Narodowego o zaskakującej nazwie Cinque Terre, a całość wraz raz z Portovenere i wyspami Palmaria, Tino i Tinetto od 1997 roku wpisana jest na listę UNESCO. Z racji tego, że czasu mamy niewiele, sobotnie popołudnie decydujemy się przeznaczyć na zobaczenie dwóch najbardziej znanych miejscowości. Wybór, więc pada na Vernazzę i Riomaggiore.





Po kilkudziesięciu kilometrach pięknej, bogatej w cudowne widoki, ale też bardzo wymagającej drogi docieramy naszym fiatem Pandą do Vernazzy. W miasteczku ruch drogowy nie istnieje, więc zostawiamy samochód jeszcze przed Vernazzą i dalej ruszamy spacerem. Ilość turystów na metr kwadratowy tego naprawdę niewielkiego miasteczka jest nieco przytłaczająca. Oczywiście, się temu nie dziwimy, bo jest przepiękne, jednak ten fakt troszkę psuje ogólne wrażenie na jego temat. Po przejściu niedługiego odcinka główną drogą miasteczka w otoczeniu wiele restauracji i sklepików, docieramy do ciekawej atrakcji. Pośród kolorowych domów, można znaleźć jaskinię, po przejściu której znajdujemy się na kamienistej plaży.





Wychodząc z jaskini i idąc dalej docieramy do malutkiego portu, który jest niewątpliwie znakiem rozpoznawczym Vernazzy, i który możemy zobaczyć na większości zdjęć z tego miejsca. Nad portem wznoszą się pozostałości XIII-wiecznego Castello dei Doria. Do zatoki o turkusowym kolorze wody z przyjemnością wskakują dzieciaki. Przy porcie znajdują się oczywiście restauracje, postanawiamy zostać w jednej z nich i przy stoliku nad samą wodą zjeść spaghetti, a przy tym móc dalej obserwować ten niesamowity obrazek.





Po jakimś czasie wygrzewania się na słoneczku i podziwiania uroków Vernazzy, decydujemy się wejść po schodkach i spojrzeć na wszystko z góry. Z tej perspektywy wygląda to jeszcze lepiej!





Wracamy do auta i jedziemy dalej. Ostatnia miejscowość na szlaku to Riomaggiore, jest to też nasz ostatni cel tego dnia. To tu swój początek ma słynna Via dell’Amore („droga zakochanych”). Tu również najbardziej się zmęczyliśmy, chodząc wąskimi uliczkami i stromymi schodkami. O ile zejście w dół było bardzo przyjemne, powrót już nieco mniej;) Ma to jednak niesamowity urok i tworzy niepowtarzalny klimat, rozpoznawalny właśnie dla tego pięknego miejsca. Tu także fasady budynków są bardzo kolorowe, nieco obdrapane, ale wszystko to sprawia, że jest Riomaggiore nas po prostu urzekło.









Sobota mija szybko, zbliża się noc, pora więc wracać do Genui. Tu zostajemy na noc i część niedzieli. Genua jest bardzo rozległym miastem. Z pewnością w kilka godzin nie bylibyśmy w stanie zbyt wiele zobaczyć. Jest jednak jedno miejsce (miejsce zobaczone na zdjęciu w internecie, które nas szczególnie zainteresowało), gdzie chcemy dotrzeć. To miejsce to Boccadasse. Dzielnica ta nazywana jest dzielnicą marynarzy. Znajduje się nad samym morzem i charakteryzuje się (podobnie jak Cinque Terre) kolorowymi domami. Sugerowanie się zdjęciem z internetu tym razem się opłacało – Boccadasse po prostu zachwyca! Doskonałe miejsce na niedzielny, leniwy wypoczynek.











Chciałoby się zostać dłużej… Musimy jednak wracać do Bergamo, z którego o godzinie 18 czeka nas lot powrotny (Ryanairem). To był jednak w 100% wykorzystany, pełen wrażeń, intensywny weekend. Mam nadzieję, że jeszcze go powtórzymy;)

Zapraszam również na bloga: http://mamasaidbecool.blogspot.com/

Dodaj Komentarz